Wywiad z Grzegorzem Małygą

1.Można powiedzieć, że jesteś świeżo upieczonym ojcem. Jak udaje Ci się godzić obowiązki rodzicielskie z treningiem? Ile km w tygodniu biegasz i czy dorzucasz coś jeszcze do tego treningu?
Rzeczywiście, od kilku miesięcy realizuję się w nowej życiowej roli i naprawdę bardzo się z tego cieszę. Łączenie obowiązków rodzinnych i pracy z bieganiem wymaga trochę wysiłku, ale myślę, że to jest rzeczywistość większości ludzi, którzy swoje swoje sportowe hobby traktują poważnie, mimo że nie są zawodowcami, i nie uważam się tutaj za jakiś wyjątek. Treningi wczesnym rankiem, zanim wszyscy domownicy się obudzą, albo też późnym wieczorem, po położeniu dzieci spać – pewnie wielu biegaczy to zna. Staram się, żeby mój tygodniowy przebieg kręcił się wokół 100 km i żeby było w tym jak najmniej pustych kilometrów, a możliwie dużo wartościowych jednostek. Przy nastawieniu na ultra nie obejdzie się oczywiście bez dłuższych wybiegań, a dzięki bliskości Ślęży udaje się też dorzucić do tego trochę przewyższeń, choć często musi mi wystarczyć niewielkie wzgórze koło domu i robienie dziesiątek powtórzeń na niewielkim podbiegu. Moim podstawowym środkiem poruszania się po mieście już od kilkunastu lat jest rower, niezależnie od pogody i pory roku, więc w tygodniu dochodzi jeszcze trochę pedałowania w drodze do pracy. Poza tym raz w tygodniu chodzimy z córką na basen, więc wykorzystuję tę okazję do popływania lub regeneracji w saunie.

2. W jaki jeszcze sposób starasz się utrzymać maksymalnie wysoką wydajność organizmu? Stosujesz jakąś dietę? Może masz jakiś sprawdzony sposób na regenerację?
Staram się, ogólnie mówiąc, żyć zdrowo, oddzielać stres pracy zawodowej od czasu dla rodziny i dla moich pasji i wsłuchiwać się w organizm, kiedy daje sygnały do przystopowania. Na pewno przydałoby się dłużej wysypiać, bo właśnie sen jest dla mnie świetnym sposobem regeneracji, ale zegar ma swoje ograniczenia przy tylu obowiązkach i doby nie rozciągnę. W okresach dużej intensywności startowej lubię też wyskoczyć na saunę i solankę, a poza tym regularnie korzystam z fizjoterapii, której jestem wielkim zwolennikiem. Jeszcze zanim zacząłem biegać przez wiele lat miałem problemy z kolanami i ortopedzi, do których trafiałem, kazali zapomnieć o sporcie i leczyli mnie objawowo tabletkami i zastrzykami. Dopiero gdy w końcu ktoś polecił mi pójść do fizjo, problemy szybko ustały i mogłem w pełni zaangażować się w bieganie, bo moje dolegliwości wymagały odpowiedniej terapii manualnej, rozluźnienia, rozciągnięcia, a nie łykania glukozaminy. Jeśli chodzi o dietę, to określam ją mianem zróżnicowanej i możliwie mało przetworzonej. Nie stosuję żadnego specjalnego planu żywieniowego, ale w domu gotujemy sami i rzadko zdarza mi się jeść gotowe potrawy na mieście. Mam zatem kontrolę nad tym, co wrzucam do garnka. Na pewno jest w tej diecie sporo węglowodanów, bo ultras musi być przystosowany do trawienia ich w dużej ilości. Poza tym bardzo lubię makaron!

3. Co napędza Cię do ciągłych treningów i startów? Po jakie narzędzia sięgasz kiedy motywacja słabnie?
Do regularnego treningu najbardziej napędzają mnie właśnie starty w zawodach i możliwość rywalizacji na trasie z innymi zawodnikami i z samym sobą. Bardzo lubię mieć na horyzoncie jakiś konkretny cel i już kilka tygodni przed zawodami zaczynam nimi żyć – wielokrotnie sprawdzam szczegóły trasy, wyniki z poprzednich lat, wizualizuję sobie siebie na trasie i na mecie. A jeśli sama perspektywa przyszłych startów nie wystarczy – na przykład wtedy, kiedy mam dłuższą przerwę – to wracam do wcześniejszych biegów, przeglądam zdjęcia, czytam na Stravie lub Facebooku swoje relacje, którymi lubię się dzielić z innymi, ale które w takim samym stopniu służą mnie, bo pozwalają powrócić do dobrych biegowych emocji lub przypomnieć sobie, jakie doświadczenia przyniosły mi popełnione wtedy błędy. Na ścianie w domu mam też powieszone w ramce numery startowe z moich najważniejszych zawodów. Lubię czasami spojrzeć na te kawałki papieru z wyrysowanym profilem trasy, często pogniecione i ubłocone, bo przecież pokonały całą trasę razem ze mną. Za to medale dzień czy dwa po zawodach lądują w pudle w szafie.

4. Masz za sobą kilka udanych sezonów. Zdradzisz plany na ten rok?
Osobiście za udane uznaję wszystkie moje dotychczasowe sezony, bo zakończyłem je w dobrym zdrowiu i z nieustającą pasją do biegania. Ale rzeczywiście poprzedni rok przyniósł kilka sporych sukcesów. W pierwszej części tego sezonu startowałem trochę mniej, niż bym chciał, ale na więcej wyjazdów nie pozwalał mi napięty kalendarz. Chciałbym to nadrobić w drugiej części roku i jeszcze w czerwcu melduję się na deptaku w Karpaczu, żeby bronić zeszłorocznego tytułu w zawodach 3 x Śnieżka. Nieco ponad dwa tygodnie później podczas DFBG w Lądku Zdroju ponownie zmierzę się ze 130-kilometrową trasą Super Trail, gdzie mam pewne rachunki do wyrównania, bo dwa lata temu kończyłem na 4. miejscu. W sierpniu wybieram się na Tatra Fest oraz oczywiście do Kletna na Bieg Jaskiniowego Niedźwiedzia, którego ambasadorem jestem. Jesień w naszych górach też obfituje w bardzo ciekawe biegi, więc z pewnością w kolejnych miesiącach też kilka razy pojawię się na starcie.

5. Jak zapewne większość ludzi zaangażowanych w trail i ultra masz jakieś swoje biegowe marzenie. Podzielisz się, co rozpala najbardziej Twoją wyobraźnię?
Nie mam jednego biegowego marzenia. Jest jeszcze kilka biegów w Polsce, w których chciałbym wystartować, a poza tym oczywiście mnóstwo świetnych imprez za granicą. Chciałbym łączyć bieganie z podróżowaniem i na pewno kiedyś wybiorę się porywalizować na trailowych trasach w Alpach, Dolomitach czy na którejś z wysp, ale póki co biletów jeszcze kupionych nie mam. Wspaniałą sprawą byłoby też pojechać do Stanów, bo tamtejszy klimat wokół biegania jest wyjątkowy i w wielu aspektach zupełnie różni się od podejścia znanego nam w Europie. Na szczęście w kategorii ultrasów  jestem jeszcze ciągle całkiem młody, więc mam czas na realizację takich planów.

6. Bieganie w górach, szczególnie angażowanie się w starty w zawodach- wbrew obiegowej opinii nie należy do najtańszych dyscyplin sportowych. Może masz jakieś rady dla innych, w jaki sposób najrozsądniej spinać biegowy budżet? Stosujesz w ogóle w tej kwestii jakąś strategię?
Chociaż do zwykłego biegania po parku wystarczą buty i dres, to jeśli chcesz robić to bardziej regularnie, na dłuższych dystansach i w trudniejszym terenie, koszty rzeczywiście szybko się zwiększają. Samo wpisowe na zawody też może sięgnąć nawet kilku tysięcy w ciągu roku, szczególnie jeśli stawia się na najdłuższe biegi lub na starty zagraniczne. Jeśli chce się rywalizować w zawodach, to tego akurat się nie przeskoczy i zdaję sobie sprawę, z czego biorą się takie koszty. Jestem ostatni do tego, by narzekać na wygląd medalu, wyposażenie bufetów czy zawartość pakietu startowego, bo bardziej liczą się dla mnie emocje na biegu i cała atmosfera wokół imprezy, zwłaszcza jeśli widać zaangażowanie po stronie organizatorów. Tutaj oszczędzić można jedynie dobrym planowaniem kalendarza startowego i wczesnym zakupem pakietu po niższej cenie. I tak właśnie najczęściej robię, sprawdzając zawsze, jaka jest możliwość zwrotu lub odsprzedaży pakietu. Innym rozwiązaniem jest kupno pakietu po niższej cenie właśnie od kogoś, kto potrzebuje się go pozbyć na ostatnią chwilę. Ale zawody to nie tylko samo wpisowe – dochodzi jeszcze transport, nocleg, żywność na bieg. W tych kwestiach nie zawsze warto oszczędzać, o czym sam kilkukrotnie się już przekonałem. Jeśli chodzi o transport, to nie raz jeździłem na zawody autobusem lub pociągiem, a kilka moich biegowych znajomości zaczęło się od tego, że szukałem na liście startowej zupełnie nieznajomych osób z Wrocławia, żeby potem spróbować umówić się na wspólny dojazd samochodem na start. Co do noclegu, to trzeba pamiętać, jak ważna jest noc przed zawodami – głupio byłoby zaprzepaścić pracę treningową przez to, że chciało się oszczędzić na noclegu i rano już na starcie stajemy wymęczeni ciężką nocą. Za to po zawodach to co innego i pole do oszczędności jest większe. Na przykład po zeszłorocznej Łemkowynie 150 spałem w śpiworze pod drewnianą wiatą w Komańczy kilkadziesiąt metrów od linii mety i przez sen słyszałem finiszujących przez całą noc zawodników. Natomiast jeśli chodzi o żywność na zawodach, to skutecznie wyleczyłem się z oszczędzania na żelach, które są moim głównym paliwem na ultra. Mam tu na myśli zarówno ich liczbę, jak i jakość, bo myślę, że parę razy przegrałem podium przez spakowanie zbyt małej liczby żeli lub zbyt rzadkie ich zjadanie.  W tej kwestii można się posiłkować zakupami za granicą, bo często tam dostaniemy lepszą cenę, chociaż po Brexicie jest to trudniejsze, bo dostawa takich produktów Wysp Brytyjskich jest utrudniona. Zostaje jeszcze kwestia sprzętu, który też swoje kosztuje, a powinien przecież być niezawodny na trasie. Bliska jest mi idea zero waste i ciuchów oraz butów treningowych używam tak długo, aż się dosłownie nie rozpadną, co zwykle poprzedza kilkukrotne szycie lub klejenie. Gdybyś zobaczył mnie na treningu, to najprawdopodobniej miałbym tę samą koszulkę, którą zakładam od pięciu lat, trochę poszarpane spodenki i dziurawe buty. Natomiast na zawody mam osobny zestaw sprzętu i ubrań, któremu mogę ufać i o który szczególnie dbam, choć i tutaj znalazłabyś rzeczy z Decathlonu czy z Aliexpress. Nie zwracam takiej uwagi na markę, ale na funkcjonalność i wygodę.

7. Pomimo tego, że nie jesteś jeszcze weteranem biegów ultra, jesteś bardzo tytułowanym biegaczem z licznymi sukcesami na swoim koncie. Mniemam, że formę budowałeś na wieloletnim zaangażowaniu w sport jako taki. Jak to było u Ciebie? Sport i aktywność fizyczna były nieodłącznymi częściami Twego życia od małego?
Na pewno nie uważam się za zawodnika bardzo utytułowanego i mam nadzieję, że największe sukcesy są ciągle przede mną. A aktywność fizyczna rzeczywiście towarzyszyła mi od dziecka i tak samo od małego moją miłością były góry. Nie mam przeszłości lekkoatletycznej, jak wielu zawodników z czołówki, a wywodzę się raczej z nurtu turystyczno-przygodowego. Zaczęło się od zdobywania turystycznych odznak, zbierania pieczątek i wpisywania przebytych tras w książeczkę. Potem przyszła wspinaczka – ścianka, skałki, Tatry oraz wyjazdy w Alpy i Kaukaz. Bieganie pojawiło się w tym wszystkim naturalnie, jako kolejna forma spędzania czasu w górach, chociaż gdyby nie wspomniane przeze mnie problemy ortopedyczne, to na pewno zacząłbym swoją przygodę z trailem wcześniej. Za to mam nadzieję, że będę mógł kontynuować tę pasję jeszcze przez długie lata.

8. Jeśli chciałbyś przekazać coś środowisku ludzi zaangażowanych w biegi górskie, to śmiało, ostatnie słowo należy do Ciebie.Wspierajcie wartościowe projekty, robione przez ludzi pełnych pasji – zawody, takie jak Bieg Jaskiniowego Niedźwiedzia, owoce polskiej myśli informatycznej, jak Ranking Biegaczy Górskich ratemytrail.com, lokalne firmy robiące porządne ciuchy sportowe. Szanujcie nasze biegowe szlaki i cofnijcie się po śmiecia, nawet jak wypadnie wam tylko ta mała końcówka od opakowania po żelu. A zimą nie jedzcie żółtego śniegu!